Naszło mnie na tradycyjnego polskiego chińczyka. Jest więc pokrojona w słomkę włoszczyzna, lepki sos na mące ziemniacznej a'la kisiel i szklisty makaron oraz obowiązkwo dużo przyprawy 5 smaków.
Ćwierć wieku temu to był szczyt egzotyki :D A dziś znawcy kuchni azjatyckich zdaje się określają tradycyjnego polskiego chińczyka mianem vietpol.
Zamiast popularnego kurczaka (a jeśli wierzyć urban legend, to może i zamiat miejskiego gołębia lub kota, bo kto wie co te prawie 30 lat temu lądowało w kuchni takiego chińczyka na nieistniejącym już Stadionie X-lecia?...) mamy nie budzące wątpliwości i obaw boczniaki.
potrzeba:
(porcja dla dwóch głodnych mocno dorosłych, lub dwóch dorosłych i ośmiolatka):
-boczniaki (ok. 0,5kg)
-po niedużym kawałku różnych warzyw (np. tutaj seler, por, marchewka, pietruszka, zwykła kapusta, kalarepka, rzepka lub rzodkiewka, cukinia, cebula, czosnek, czerwona papryka) lub mrożonka w stylu mieszanka chińska
-to danie typu vietpol więc co tam jeszcze chcecie, kiełki fasoli mung świeże lub ze słoika, kukurydza z puszki, groszek, pędy bambusa z puszki, a nawet konserwowy seler w paseczkach... wszystko jest dozwolone ;)
-cebulka dymka (dużo)
-marynowany imbir (jak do sushi)
-sól, pieprz, czubata łyżka albo nawet więcej przyprawy "5 smaków"
-sos sojowy i słodki sos sojowy (ewentualnie sos sojowy i miód lub cukier trzcinowy)
-niepełna łyżka mąki ziemniaczanej
-ocet ryżowy (ewentualnie z białego wina lub sok z limonki)
-olej z prażonego sezamu
Boczniaki traktuję jak zawsze kiedy używam ich do bigosów, gulaszy, itp., czyli wysmażam z sosem sojowym, choć tu dodatkowo dostają słodyczy. Kroję w mniejsze kawałki lub paseczki. Na dużej pateli rozgrzewam trochę oleju lub oliwy pomace i smażę partiami, na bardzo dużym ogniu. Wrzucam na raz tyle grzybów, żeby leżały tylko jedną warstwą. Na dużym ogniu czekam aż się mocno wysmażą, dobrych kilka minut, odważnie i dopiero potem mieszam, chwilę jeszcze smażę i zalewam sporym chlustem sosu sojowego. Mieszam nadal mając patelnię na dużym ogniu. Jak cały sos się wysmaży dodaję chlust słodkiego sosu sojowego (lub posypuję brązowym cukrem albo daję miód) i jeszcze chwilę trzymam na gazie, żeby się wysmażne grzyby skarmelizowały. Na patelnię 28cm łyżka słodkiego sosu sojowego lub pół łyżczki brązowego cukru. Z pół kilo boczniaków wyszły mi trzy partie smażenia. Same w sobie będą bardzo słone i intnsywne w smaku, ale spokojnie, to tylko jeden ze składników dania, muszą być wyraziste. Odkładamy boczniaki na bok, myjemy patelnię.
Warzywa kroimy w zapałkę układając na desce lub dużym talerzu w osobne kupki. Im więcej różnych tym lepiej, więc potrzebny jest naprawdę nieduży kawałek z każdego warzywa, typu 1/3 marchewki, pół cebuli, ósemka kalarepki i dwie rzodkiewki, 5cm pora, 4cm kawałek pietruszki, itp. Dowolność jest tu duża.
Na patelni smażymy warzywa, ale nie wszystkie na raz (dzięki temu będą miały lepszą taksturę, taką na ząb, a nie ciapowatą). Pierwsze idą cebula, marchewka, pietruszka, seler, te twarde, smażymy je dość ostro, niech się zrumienią, po dłuższej chwili zmniejszamy trochę ogień i idą por, papryka, czosnek, cukinia. No chyba że mamy gotową mieszankę, to wtedy smażymy wszystkie na raz, bo inaczej się nie da. Też będzie pycha, ale już ze stratą dla chrupkości całości. Jak już będą przysmażone, to leci kapusta i przyprawy (pieprz, sól, 5 smaków), smażymy jeszcze chwilę, mieszając, żeby przyprawy sie nie zwęgliły. Podlewam połową szklanki wody i duszę na dużym ogniu, mieszając, aż większość wody wyparuje. Wtedy czas na rzepki, kalarepkę czy inne rzodkiewki oraz czubatą łyżkę posiekanego drobno marynowanego imbiru oraz ewentualne kiełki mung czy inne kukurydze czy bambusy z puszki. I od razu mąka ziemniaczana rozrobiona w 1/3 szklanki wody oraz łyżka octu ryżowgo lub soku z limonki. Zmniejszam ogień i mieszam całość dokładnie, aż kisiel zgęstnieje. To będzie 3-4 minuty. Wyłączam gaz i dodaję odłożone boczniaki oraz nieduży chlup oleju sezamowego, mieszam. Generalnie obróbka cieplna na dużym ogniu i krótko, to ma być chrupiące, brońcie bogowie, żeby się rozgotowało.
Na talerz ulubiony azjatycki makaron, u mnie te cienkie szkliste nitki lub ryż. Na to warzywa z boczniakami. Posypujemy całość obficie szczypiorem. Ja lubię ogromnie i to polecam dać na talerz jeszcze garstkę szatkowanej cienko kapusty, takiej surowej.
Taki sos będzie też dobry krótko odgrzany na następny dzień, może być też jako obiad w lunchboxie do odgrzania w mikrofali.